Indrichovice pod Smrkem to 25 kilometrów od Bogatyni i 200 lat wstecz. Stowarzyszenie
Lunaria, którego szefem jest pan inż. Zbynek Vik postawiło gospodarstwo według planów z przełomu XXVIII i XIX wieku, ale nie tylko plany wzbudzają podziw. Także wykonanie to mistrzowska sztuka ciesielska z tamtego czasu. Pojechaliśmy tam w 19 osób wiedząc co nie co na temat budowy przysłupowej. To co zobaczyliśmy wprawiło nas wszystkich w zachwyt. Żadnego bezmyślnego zasłaniania drewnianej konstrukcji XX wiecznym tynkiem. Żadnych okien od podłogi do sufitu w plastikowych ramach. Nie ma także blachodachówki. Wszystko jest tak jak sobie wymarzyli osiemnastowieczni cieśle. Dla współczesnego człowieka wielkim utrudnieniem jest brak prądu. Może nie tak do końca, bo w rekach budowlańców, którzy się tam krzątają dają się dostrzec elektryczne wiertarki. Zresztą sam Zbynek przyznaje, że co prawda nie ma telewizji, radia i elektrycznego światła w zabudowaniach to jednak jest widomy znak współczesności w postaci telefonu komórkowego, no bo jednak nakaz czasów i chwili, odpukać, ale gdyby trzeba było lekarza lub straż pożarną to metoda sprzed ponad stu lat bicia we dzwon mogłaby nie zdać egzaminu. Rewelacją są różnego rodzaju maszyny napędzane wiatrem. Tak, tak. Wiatrem. Nad dachem wiatrak, który systemem kół zębatych i paskowych przekładni napędza wiertarkę oraz tokarkę. Ten sam wiatrak napędza również młyn. Chce ktoś mąkę z domowego młyna? Wystarczy wcześniej zamówić. Uwierzcie. Ta mąka ma zupełnie inny smak niż nasze sklepowe. Z budynkiem mieszkalnym jest połączony krużgankiem budynek gospodarczy. Czegóż tam nie ma? No nie ma prądu. Przed budynkiem kierat napędzający różnorodne maszyny ustawione wewnątrz pomieszczeń gospodarskich. Na górze muzeum. Trochę to śmiesznie brzmi. Muzeum? Przecież to wszystko to jedno wielkie muzeum. Maszyny rolnicze, maszyny gospodarskie, wialnie, sieczkarnie, obok piec kowalski z miechem i….oczywiście czynny. Pod ścianą domu wielka kamienna misa a w środku woda. Do picia, mycia i czego tam jeszcze by się nie wymyśliło. Kapitalnym pomysłem jest „zielona sala”. To solidny kawał trawiastego placu otoczonego z trzech stron ciasnym wysokim płotem z bardzo długich gałęzi wkopanych na ponad 70 centymetrów w ziemię. Solidnie podlewane, bardzo szybko się ukorzeniły i urosły jeszcze wyżej. Związano więc przeciwległe gałęzie tworząc jedyne w swoim rodzaju zielone i żywe sklepienie. Ale czemu się dziwić, jeśli właściciel to wszystko nazywa żywym skansenem. Żadne opisywanie tego co stworzył pan Zbynek Vik nie zastąpi obejrzenia tego na własne oczy. Przyjeżdżajcie i oglądajcie. Co prawda wstęp kosztuje, ale nie są to pieniądze, których należałoby żałować. Jeszcze jedno. Jak dojechać? Frydlant, potem na Nowe Mesto pod Smrkem na łuku drogi skręt w lewo w stronę Srbrska czy jak kto woli w stronę Lubania. Potem prosto i już z daleka po minięciu zwartego lasu widać po lewej stronie wyłaniający się Żywy Skansen.